Hej,
Ostatnio dużo się u mnie wydarzyło... W sumie nie, aż tak dużo. Może tak pozaczynam od początku. Kilka razy nawet chciałam tu wejść i coś napisać, ale jednak miałam blokadę jakąś w sobie. Tak samo było podczas prowadzenia pamiętnika takiego tradycyjnego. Wiecie zeszyt i takie tam. Co jakiś czas gdy otwierałam go, od razu zostawał zamknięty. Nie mam pojęcia czemu tak się działo. Na pewno pojawia się myśl "Po co założyła pamiętnik w formie bloga skoro pisała papierową wersję?". No właśnie w tym rzecz. Wyrzuciłam go, nie chciałam przypominać sobie co tam było napisane, bo to były totalne głupoty. Idiotyczny był, wręcz śmieszny, spoglądając z perspektywy czasu. Wrzuciłam go do śmieci i ta da...nie ma go, ale z tego co pamiętam to chyba zachowałam kilka kartek z niego, tylko nie mam pojęcia gdzie je mam, ale myślę, że są wciśnięte do szafki w biurku.
Ostatnia notka była wstawiona tu 16 lutego.... Wtedy jeszcze byłam szczęśliwa, ale i tak zaczęło mi się już w tedy wszystko walić. Miałam chłopaka *śmiech na sali*, z którym byłam 3 tygodnie *jeszcze większy śmiech na sali i wszyscy się duszą przez to i płaczą*. Poznaliśmy się przez internet *wszyscy ocierają łzy ze śmiechu, żeby zrobić miejsce na nowe*. On ze mną zerwał... Ja się durna naprawdę w nim zakochałam *przystawia sobie dwa palce do skroni*. Takiego żartu jeszcze nie słyszeliście, no nie? Wiem. Ten chłopak mi naprawdę pomógł, bo mam dość niską samoocenę, a przez niego trochę skoczyła. Niestety po zakończeniu "związku" spadła ona z wielkim hukiem i jest jeszcze gorzej jak było przedtem. W trakcie tych 3 tygodni, kiedy byliśmy razem zmieniłam się... Na o wiele lepsza osobę. Byłam miła, ciągle się śmiałam i nie miałam po co się martwic błahostkami, czułam się potrzebna i kochana. Po rozstaniu...stałam się jeszcze gorsza niż była przed tym wszystkim, a byłam chamska, złośliwa, wkurzająca etc. na normalnym poziomie, teraz te cechy weszły na o wiele wyższy poziom i jakkolwiek nie widzę potrzeby, aby się znowu zmieniać na lepsze. Teraz czuję się bezużyteczna, niekochana, po prostu strasznie źle. Myślę, że przeszkadzam światu i lepiej byłoby zniknąć, a i tak nikt by nie zatęsknił. Od trzech i troszeczkę miesięcy zalewam się już mniej niż co noc łzami...przez marzec i kwiecień noce były przepłakane, majowych było już mniej takich nocy, w tym miesiącu była jak na razie jedna. Ale mniejsza
z tym. Najgorsze jest chyba to, że zaczęłam być obojętna, źle nastawiona do
życia i przestałam widzieć jego sens. Ciągle myślę: "Jaki jest sens życia,
skoro i tak umrzemy?", "O co tak naprawdę chodzi z tym całym
życiem?". No, bo... Po co się rodzimy jak i tak czeka nas taki sam koniec?
Dostaniemy cztery deski i do piachu. Pytałam się kilku osób czy by mi wytłumaczyło ten sens. Niestety nikt tego nie zrobił i wciąg go szukam, szukam tego sensu i nie potrafię go znaleźć. Nic już się nie zrobi. Mam jednak małą nadzieję, że wszystko znowu wróci do normy. Znalazłam w internecie przyjaciółkę, która jest o 2 lata młodsza i kocham ją jak siostrzyczkę. Jest dla mnie ważna tak jak ja dla niej. Ma podobne problemy do mnie. Chce popełnić samobójstwo, podtrzymuje ja na duchu i mówię jej żeby tego nie robiła i znalazła choć jeden plus, dla którego warto żyć. Kiedy ja mam znów załamania (co jest coraz częstsze) ona mi przemawia do rozumu, co jednakże nie pomaga. Dalej myślę jak myślałam.On mi pomagał, ale... No. Czasami się zastanawiam czy do niego nie napisać, a by było tak samo jak ostatnio
"Masz przestać tak myśleć."
"Nie potrafię."
"Potrafisz."
"Próbowałam już skończyć, ale nie udało mi się"
"To spróbuj skończyć jeszcze raz."
"Nie dam rady, znam się."
"Dasz, wierze, że dasz"
"Mhm, nie mam po co"
"Co nie masz po co"
"Po co mam przestawać?"
"Bo cię o to proszę"
"A co mi to da?
No właśnie, nic"
To jest krótka część rozmowy. Hmmmm... Myślę, że go też tym trochę wyprowadziłam z równowagi... Ale do cholery jasnej, ja wytrzymywałam jego załamania i walczyłam do końca, aż się ze mną nie zgodził i zaczął słuchać...Czasami potrzebowałam na to wiele czasu tak... 2-4 godziny, gdzieś w tym przedziale.
Wczoraj miałam ochotę sięgnąć po gumki recepturki bądź nawet po żyletkę i spróbować żyletką, bo po recepturkach na szczęście też ślady schodzą po tygodniu...
Czasami czuję, że sobie nie daje rady, boję się o swoja przyszłość etc.Czasami naprawdę czuję ból psychiczny, ból serca i duszy....
Myślę, że czas już się z tym pogodzić, ale nie dam sobie i tak rady z tym pogodzić i nigdy nie zapomnę...
Czy ktoś pomoże mi poszukać tego sensu?
Już będę kończyć ten wpis i za niedługo wstawię tu relację z październikowego wyjazdu do Francji + zdjęcia i z majowego wyjazdu do Niemiec + zdjęcia...
Do usłyszenia. Pa
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz